czwartek, 25 października 2012
Droga krzyżowa
No i ruszyłem na Cytadelę choć we wtorek wydawło mi się, że nie ruszę się z domu. Coś sobie naciągnąłem między szyją i łopatką, że przez cały wtorek chodziłem jak Quasimodo. Wieczorem żona dała mi jednak jakąś maść, po której czułem takie grzanie w bolącym miejscu, że myślałem że odlecę. Rano jednak ból prawie minął! Ubrałem się więc w strój, założyłem lekką kurtkę i... poszedłem odprowadzić W do żłobka, a potem ruszyłem na Cytadelę. Mocy nie było jednak wcale. Żadne czasowe "rekordy" nie zostały pobite. Wręcz truchtałem. W każdym razie tym truchtem zrobiłem ponad 4 kilometry i skończyłem pod moim blokiem.
Dzisiaj piłka wieczorem, a jutro pewnie znowu na Cytadelę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz